sobota, 10 października 2009

Great Ocean Road i Melbourne

10.10 piotrek

Obudziliśmy się o 9 rano w samochodzie stojącym na stacji benzynowej w jakimś małym mieście w Victorii. Jako że tam się kładliśmy spać fakt ten nie powinien dziwić, mimo to jednak dziwił. Przetarliśmy więc oczy i ruszyliśmy w miarę możliwości zająć się poranną higieną.

Wiadomo było, że tego dnia chcemy dotrzeć do Melbourne, natomiast w jaki sposób pozostawało pytaniem otwartym. Uzgodniliśmy ostatecznie, że pokonamy tego dnia połowę Great Ocean Road, co wymuszało jechanie trochę "do okoła", ale drogą akceptowalnej długości. Nie byliśmy do końca pewni jakich wrażeń oczekiwać po "Wielkiej Drodze Oceanicznej", ale w pamięci mieliśmy kilka ładnych zdjęć zawartych w wcześniej przez nas zgubionym przewodniku. Widoki faktycznie okazały się warte obejrzenia. Mijaliśmy plaże z surferami, klifowe wybrzeża oraz rzeki, które schodząc do morza wyrzeźbiły malownicze krajobrazy.

Do Melbourne dojechaliśmy na wieczór. W schronisku młodzieżowym zastaliśmy fenomenalne warunki, a nawet dostaliśmy po bardzo dobrej cenie własny pokój. Na dachu schroniska były rozstawione kanapy, na których można było spokojnie wypocząć podziwiając panoramę miasta. Genialne, prawda? Gdy wyszliśmy na spacer po centrum było już ciemno. Z pewnością sprawiło to, że czuliśmy tylko część atmosfery, ale z drugiej strony nadawało mu to miastu tajemniczości z której byliśmy chyba zadowoleni. Mieliśmy duże szczęście przyjeżdżając do Melbourne tego dnia, jako że w ramach Melbourne International Arts Festival odbywał się bardzo ciekawy show. Artyści chodząc po rusztowaniu zawieszonym nad miastem, grali koncert na dzwonach będących częścią konstrukcji. Ciężko opisać wrażenia których doznaliśmy spacerując po oświetlonym różnokolorowo mieście, które tak zgrabnie miesza wiktoriański styl starszych budynków z nowoczesnością wszechogarniającą miasto. Mnogość nowoczesnych rzeźb pojawiających się znikąd, wielopoziomowa architektura otaczająca rzekę Yarra, niesamowity Federation Square, i na koniec ogarniająca wszystko tajemnicza muzyka unosząca się nad miastem. Wszystko to razem sprawiło że nawet Accek, który był bardzo sceptyczny do zwiedzania miast, stwierdził, że było to jak do tej pory jedno z fajniejszych przeżyć podczas naszej wycieczki. Uśmiechnięci wróciliśmy do hostelu, aby spokojnie spędzić noc przed jutrzejszą drogą do Sydney.

1 komentarz: