czwartek, 24 września 2009

Hostel o słodkiej nazwie "Fifi"

24.09 prawie 11 accek, karol, piotrek
("Słońce już wysoko" -- Karol; "Jeszcze nie ma 11" -- Piotrek)

Godzina 20:00. Lotnisko w Papeete. Mamy milion czasu i misję do wykonania -- sprawdzić, czy w pobliskim hostelu o słodkiej nazwie "Fifi" chcemy spędzić trochę czasu po powrocie z Wyspy Wielkanocnej. Na misję wyruszają Karol i Piotrek, a ja zostaję z bagażami. ("No czy te koguty normalnie zwariowały -- pisać nie idzie!" -- Accek). Po chwili wracają. Wyglądają, jakby zobaczyli co najmniej rekina w akwarium. Zostajemy w Teamo. Ale po kolei: "Zacznijmy od tego, że to było w bardzo ciemnej uliczce. Aż strach wchodzić. No ale głupio powiedzieć Acckowi, że wydygaliśmy -- zatem wchodzimy. Widać, że jest brudno. Wejście do środka tarasował człowiek z olbrzymim brzuchem w samej bieliźnie. W środku dwie podobne kobiety jadły kolację. Jedna z nich: "Passport, please!" Jej angielski nie był dostateczny do tego, żeby zrozumieć, że chcemy tylko się zapytać o wolne pokoje. Po dłuższej dyskusji, w której przede wszyskim powtarzało się "Passport, please!" wyszliśmy bez zamiaru wracania tu kiedykolwiek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz