sobota, 26 września 2009

Dzien drugi -- idziemy w góry

25.09 21:50 karol, accek, piotrek

Wyruszyliśmy ok. godz. 13:00 z zamiarem zobaczenia Ahu Akivi, czyli świątyni składającej się z siedmiu moai, oraz najwyższego szczytu na wyspie -- Terevaka. Chwilę po wyjściu za miasto zrozumieliśmy, że najdokładniejsza mapa, jaką udało się nam zdobyć jest do kitu. Rozpoczęliśmy błądzenie losowe, mając nadzieję, że nie oddalamy się za bardzo od wyznaczonej trasy. Byliśmy w błędzie, co nie przeszkodziło nam w dotarciu do równie losowego pagórka, z którego rozciągał się przepiękny widok. Z jednej strony inne wzgórza, z drugiej morze, a pomiędzy zieloniutkie polany pełne powulkanicznych głazów. Cudowne. Schodząc z niego, wypatrzyliśmy poszukiwane Ahu Akivi ("Ta, MY wypatrzyliśmy... >>Bohunaśmy usiekli<<" -- Karol).

Radośnie poszliśmy w kierunku szczytu zgodnie z napotkanymi drogowskazami. Nasza radość się skończyła, gdy po ok. kilometrze spotkaliśmy przemiłą panią,
która kazała nam zabulić 6000 pesos za przejście. Wróciliśmy i poszliśmy inną, dłuższą drogą. Już wtedy podejrzewaliśmy, że przyjdzie nam wracać nocą. Droga na szczyt była zabawna -- zawsze gdy weszliśmy na "ten właściwy" szczyt, naszym oczom ukazywał się kolejny -- wyższy.

Terevaka, jak każdy wulkan, posiada krater. Strasznie wiało, ale widoki były w dechę! Stamtąd poszliśmy w kierunku morza, przechodząc przez parę ogrodzeń. Accek nawet zdjął swoją czerwoną kurteczkę, żeby nie spodobać się bykowi przyglądającemu się nam z oddali.

O zmierzchu doszliśmy do drogi, która poprowadziła nas do domu ("Hmm... Karola do kafejki internetowej." -- Piotrek & Accek). Piotrek dzielnie znosił trudy podróży w postaci treningu wokalnego Accka i Karola. Karol za to mył się w zimnej wodzie, gdyż innej nie było ("Ciekawe przez kogo jej nie było!?" -- Karol).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz