sobota, 26 września 2009

Rowerkujemy

26.09 21:50 accek

Dzisiejszy poranek spędziliśmy na załatwianiu drobnych głupot takich jak skonsumowanie dwóch śniadań, wypożyczenie rowerów czy zakupienie towarów do przywiezienia do Papeete.

Mimo że dziś wstaliśmy dwie godziny wcześniej niż wczoraj, na wyprawę wyruszyliśmy dopiero po pierwszej. Chcieliśmy objechać na rowerach wschodni brzeg wyspy i dojechać aż do plaży na północy. Nasza mapa wskazywała, że będziemy jechać asfaltową drogą i spotkamy wiele atrakcji. Zatem jedziemy!

Rower okazał się tutaj świetnym środkiem transportu. Już po godzinie zrozumieliśmy, że na pewno nie pokonalibyśmy tej trasy pieszo. Przez długi czas podziwialiśmy przede wszystkim piękną przyrodę: znów dużo zieleni, nieliczne pagórki, pasące się konie, ale przede wszystkim olbrzymie fale rozbijające się o brzeg. Brak cywilizacji, nawet turystów można było policzyć na palcach. Większość z nich jeździła samochodem z miejsca na miejsce. My zatrzymaliśmy się przy kilku przewróconych głowach tudzież platformach zwanych ahu. Ślimaczyliśmy się strasznie, bo wiało nam w gębę.

W końcu dojechaliśmy do Rano Raraku, czyli miejsca, gdzie wykuwano moai. Gdy tylko weszliśmy na teren parku narodowego, natychmiast zaczęło lać i nie chciało przestać. I tak zobaczyliśmy całe przedszkole moai -- stoi ich tu mnóstwo -- podobno aż 400! Widzieliśmy też takie olbrzymie, niestety niedokończone, jeszcze spokojnie spoczywające w skale.

Mieliśmy już trochę dość, tym bardziej, że zrobiło się późno. Zjedliśmy kolację i jeszcze na koniec podjechaliśmy do pobliskiego Ahu Tongariki -- największego rządku moai na wyspie -- 15 kamiennych ludków. Gdybyśmy tego nie zrobili, Karol obdarłby nas ze skóry. Po tym już bezzwłocznie, w rzęsistym deszczu, pojechaliśmy z powrotem. W tą stronę poszło nam błyskawicznie. Nie skorzystaliśmy z propozycji miłej pani, która się zatrzymała po drodze i zaproponowała podrzucenie nas wraz z rowerami swoim pickupem. Powiedzieliśmy, że sobie poradzimy i oczywiście pojechaliśmy złą drogą. Na szczęście szybko się zorientowaliśmy, a pomogła nam w tym busola Karola. W końcu przed dziewiątą wróciliśmy do hotelu i zaczęliśmy wielkie suszenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz